Ease Division 3

Ease Division 3
    SPIRAL TRAX RECORDS
    Compilation
    Ease Division 3
    2008

      1. Last man in the world (instr.)
      JAMES MURRAY
      2. Street lights
      AMOS
      3. Life Cipher
      I AWAKE
      4. Endospore
      CARBON BASED LIFEFORMS
      5. Feelings
      SOLAR FIELDS
      6. Meander
      VIBRASPHERE, IRINA MIKHAILOVA
      7. Early morning crystals
      XERXES
      8. Dem Cowboys
      ILLUMINUS
      9. Evens Heaven
      CHROMOSOME
      10. A foret (e)st of paradise
      BLUE PLANET CORPORATION
      11. Yellow Blend
      KRITICAL AUDIO

______________________________

Jak na ironię losu, najlepszą kompilację 2008 roku odkryłam pierwszego dnia roku 2009. Z niepokojąco ciężką głową i w posylwestrowym zawieszeniu zostałam poczęstowana przez ashokowych braci jej rozkosznymi dźwiękami. Gdybym nie wierzyła w miłość od pierwszego usłyszenia, z pewnością byłabym jej wierną niewolnicą już przy drugim przesłuchaniu. Ale po kolei! W sierpniu ubiegłego roku światło dzienne ujrzała trzecia z serii EASE DIVISION skompilowana troskliwie przez Magnus’a Birgersson’a (Solar Fields) płyta, o idealnie pasującym podtytule DOWNBEAT GROOVES FROM TRANQUIL SHORES. Jedenaście nasyconych emocjami ścieżek sprawi, że potoki wzbiorą łzami co wrażliwszych słuchaczy.

Chusteczki pod ręką? Tusz (tak na wszelki wypadek) zmyty? James Murray nie zostawi Cię z suchym policzkiem, oj nie zostawi! Pięknie rozpływające się, rzewne dźwięki LAST MAN IN THE WORLD są przesiąknięte samotnością. Bardzo subtelne, ale jednocześnie wyraziste, łapiące za serce, nie pozwalające na obojętność. Porażająco zbudowany klimat bardzo specyficznej pustki/samotności, której czasem potrzeba, by docenić czyjąś obecność. Histori do tej ścieżki można pisać tysiące. Każda jej sekunda nasuwa setki skojarzeń, reminiscencji próżni, którą każdy kiedyś odczuł. Wydaje mi się jednak, że im mniej o niej napiszę, tym lepiej. Bo tym głębiej każdy z Was będzie mógł jej doświadczyć na własnych zmysłach. Rośnie mój apetyt na debiutancki album w/w James’a, który w grudniu 2008 roku został wydany przez Ultimae Records.

Niestety każdy kawałek, który jest odtwarzany po takiej perełce, wypada blado. Amos kawałkiem STREET LIGHT ciągnie nas dalej w świat atmosferycznego ambient’u. Subtelnie prowadzi za rękę mówiąc: o, posłuchaj, tak brzmi tętno uśpionego miasta. Leniwe i jednostajne, mimo że pełnego życia potwora o tysiącach ulic oświetlonych żółtymi ślepiami lamp.

I Awake pokochałam, słysząc pierwszy raz na żywo (będący jednocześnie pierwszym razem w życiu) w pełnym spragnionych dźwięków ciał chillout’cie na festiwalu.. To była ostatnia noc, a organizatorzy zaserwowali prawdziwy maraton z koronnymi gwiazdami Ultimae. Gwiazdy gwiazdami, ale zdecydowanie I Awake uważam za swoje wakacyjne odkrycie i pewnego rodzaju trofeum. Może gdybym przesłuchała ich albumu w domu, w pociągu, bez tej całej otoczki, bez hipnotycznego wokalu (no właśnie, czyjego?), który naprawdę robił wrażenie, może wtedy skończyłoby się na powierzchownym i chwilowym zauroczeniu. Na szczęście stało się inaczej i teraz zawsze, kiedy słyszę kawałek duszy, który oddaje mi I Awake w każdym najsubtelniejszym dźwięku, czuję prawdziwe ciary na plecach, nie udawany orgazm muzyczny. Tak jest i w przypadku tej ścieżki. Puszyste dźwięki otulające przestrzeń, nie przesadzony, choć ckliwy i sentymentalny wokal i miękki beat sprawiają, że LIFE CIPHER na długo zadomowi się na mojej playliście.

Carbon Based Lifeforms są klasą samą w sobie i nie wyobrażam sobie, by na kompilacji zawierającej ścieżki naczelnych gwiazd Ultimae mogło ich zabraknąć. ENDOSCOPE idealnie wpisuje się w mój obraz muzyki CBL jako ścieżki dźwiękowej dla wczesnych faz snu oraz niewątpliwie przyjemnego procesu zasypiania. Trochę emfatyczny i zdecydowanie eteryczny kawał dobrego chill’u.

Solar Fields, czyli sprawca całego tego zamieszania, otwiera FEELINGS krystalicznymi i tnącymi przestrzeń jak żyletka wysokimi tonami zestawionymi z rozmywającym się tłem. Podobnie jak poprzednia ścieżka, FEELINGS odznacza się zwiewnością i lekkością euforycznych dźwięków płynących jednostajnie z głośnika. Ale uwaga, sny o lataniu są dla lunatyków wyjątkowo niebezpieczne.

To, co robią Vibrasphere wraz z Iriną Mikhailovą (użyczającą swojego nieziemskiego głosu w Star Sounds Orchestra) w kawałku MEANDER, jest gwałtem na mojej emocjonalności. Partie fortepianowe charakterystyczne dla Vibrasphere z nie mniej charakterystycznym beat’em już w pierwszych sekundach nie pozostawiają wątpliwości, kto czai się za tym kawałkiem (dzięki temu nie straciłam reputacji naczelnej fanki Vibry i już w trzeciej sekundzie wykrzyczałam wykonawcę podczas posylwestrowego quiz’u: czyja to ścieżka?). Muszę dodać, że Vibrasphere odgrywa ostatnio w moim życiu ważną rolę i niejeden uroczo chillout’owy wieczór/poranek spędziłam przy ich dźwiękach. Przy tych mogłabym spędzać poranki, noce i dnie całe, choć byłyby to raczej chwile głębokiej melancholii na granicy przygnębienia. Momentami robi się drapieżnie, jakby dzika kocica chciała wyrwać się z pogrążonej w stagnacji lebiodki, pozbywając się ograniczającej skorupki. Vibrasphere mistrz!

Xerxes swoim EARLY MORNING CRYSTALS wyrywa z lekko depresyjnego klimatu uskutecznionego przez poprzednie ścieżki. Zdecydowanie bardziej energetyczny i hipnotyczny. Dość szorstki, chłodny. Po poprzednich ścieżkach przynosi mi na myśl spacer w zimowy poranek, kiedy wiatr bezlitośnie smaga twarz przeszywająco mroźnym oddechem, jednocześnie pobudzając i sprawiając ból.

Za Illuminus kryją się Dennis Taper (Hux Flux) oraz Magnus Holte (Ibojima). Dub’ujący beat, partie gitarowe i zwiewny wokal w początkowych partiach DEM COWBOYS niekoniecznie wyrywają mnie z bamboszy. Ciekawiej robi się, kiedy do głosu dochodzi „naćpany szaman” ze swoją magiczną fujarką, której momentami towarzyszą instrumenty dęte. Kompozycja interesująca, dobrze pokręcona, z imponującym bogactwem zmieniających się prawem do grania głównej roli instrumentów i shpongle’ową końcówką.

Po pierwszych dźwiękach EVENS HEAVEN serwowanego przez Chromosome (czyli Anders’a Nilsson’a, znanego z projektu Andromeda oraz Linus’a Eriksson’a- Endorian) w podnieceniu czekam na kolejne, jak mała dziewczynka czekająca na Mikołaja. Niestety, jak to z mikołajowymi prezentami bywa – zdarzają się nietrafione. I tak, po jeszcze bardziej wyostrzającym mój apetyt eterycznym wokalu zaczyna sączyć się z głośników coś niepokojąco kiczowatego. Może nie potrafię nabrać dystansu do tych dźwięków, do tego infantylnego beat’u. Może to taki żarcik, którego nie rozumiem. Oby. Zmodyfikowany, piszczący wokal jest megakatem dla moich uszu, a ta ścieżka najsłabszym ogniwem pięknego albumu.

Blue Planet Corporation proponuje skoczny A FORET (E)ST OF PARADISE. Zaczyna się niepozornie, by uderzyć z pełną parą w połowie drugiej minuty. Kawałek dobry, ale mnie jakoś nie porywa i w kontekście całego albumu wypada bardzo poprawnie.

Mówią, że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, lecz jak kończy. Magnus Birgersson otworzył album absolutnie idealną ścieżką, kończy równie dobrą. Kritical Audio, czyli Robert Elster (boskie Vibrasphere) oraz Martin Skogehall z powrotem wbijają mnie w krzesło niesamowicie rozbujanym beat’em YELLOW BLEND. Ścieżka podszyta melancholią, mimo że świdrujące dźwięki z figlarnie wykręconymi ogonkami są po prostu przeurocze i wywołują uśmiech na twarzy.

No i właśnie przez takie krążki obawiam się starości, bo moje starcze serce może nie wytrzymać potężnej dawki emocji i wrażeń, jakie niosą. Stąd mój apel: „Mom, when I die please burry me with my mp3 player, just in case I wake up…”.

P.S. Ze ścieżkami z tej absolutnie idealnej kompilacji możecie zapoznać się na stronie Ultimae.

P.S. P.S. Album najlepiej nadaje się na wieczorny/poranny chill, kiedy poza chill’owaniem nic nie zakłóca Twojej uwagi.
______________________________

10 / 10
Beata Brzoza