Fever Ray – Fever Ray
Fever Ray Fever Ray 2009
2. When I Grow Up 3. Dry And Dusty 4. Seven 5. Triangle Walks 6. Concrete Walls 7. Now’s The Only Time I Know 8. I’m Not Done 9. Keep The Streets Empty For Me 10. Coconut |
______________________________
Za każdym razem zastanawiam się, co jest potrzebne do zrealizowania genialnego albumu. Ponadczasowe dźwięki? Innowacyjne instrumenty? Indywidualny talent? W każdym razie istnieje to „coś”, co zawsze wybija się na pierwszy plan, „coś”, co powoduje, że albumy możemy podzielić na te, o których zapominamy i na te, które zawsze będą „grać” w naszej głowie. Takim genialnym, choć nie od razu zauważalnym dziełem jest debiutancki album prosto z mroźnej Skandynawii. Mowa tu o solowym projekcie, za którym stoi Karin Dreijer Andersson, która to swego czasu została nazwaną drugą Bjork, choć moim zdaniem niesłusznie. Karin jest zdecydowanie bardziej magiczna, wręcz zjawiskowa.
Karin i jej Fever Ray to ponuro – ambient’owe nawiązanie do projektu The Knife, którego jest współtwórczynią i wraz z bratem swoimi albumami zyskała rzeszę wielbicieli na całym świecie. FEVER RAY na tle „ambient’owego świata” wyróżnia się monotonnymi dźwiękami, snującymi się błogo po przestworzach, nadającymi całości minimalistycznego i eksperymentalnego brzmienia. Delikatne igranie z elektronicznymi dźwiękami wzbudza podziw, a zarazem rodzi mistyczną atmosferę. Całość utrzymana w jednostajnym tempie, bez żadnych zrywów, czy spowolnień pozwala nam na totalne zapomnienie i czasami trudno rozpoznać, gdzie jest początek, a gdzie koniec. Wszystkie składniki wchodzące w to urokliwe dzieło mają się jednak nijak do tego, co w tym wszystkim najważniejsze. Rangi mistrzowskiej album ten nabiera dzięki manierze samej Karin, a dokładniej dzięki jej hipnotycznemu wokalowi. To ona oczarowuje nas z każdą sekundą, to ona zabiera nas w swoją melancholijną podróż po zagubionych marzeniach. Ukazuje nam radość, jaką powinniśmy czerpać z życia, pozwala nam powrócić do tego, co minione, ale pozwala nabrać również nowych nadziei na lepszą przyszłość. Pokazuje nam przez parę chwil swój wewnętrzny świat, a my stajemy się widzami tego niesamowitego widowiska. Świat iluzji zatraca swoją granicę ze światem realnym, wszystko na moment staje się magiczne i chciałoby się, aby ta magia nigdy nie zgasła.
Słuchasz pierwszy raz, słuchasz drugi i nic – to nie szkodzi; do FEVER RAY potrzeba czasu, spokoju i chęci zrozumienia tego, co Karin chce nam przekazać. Mroczne i niepokojące dźwięki nie zawsze powinny kojarzyć się z atmosferą zła i potępienia, co w tych kilkudziesięciu minutach Karin nam udowadnia.
______________________________
8 / 10
Tofik