Slackbaba – And The Beat Goes Om

Slackbaba - And The Beat Goes Om
    LIQUID RECORDS
    Slackbaba
    And The Beat Goes Om
    2006

      1. A Drop In The Ocean
      2. Drink More Tea
      3. Sea Of Green
      4. Long Sunny Daze
      5. The Golden Apple
      6. Metatron’s Sugar Cube
      7. And The Beat Goes Om
      8. Fruit Of Mahoot

______________________________

… AND THE BEAT GOES OM – Slackbaba (bądź inaczej Jonathan Smith pochodzący z Wysp Brytyjskich, a dokładniej z Brighton) to bardzo specyficzny album, balansujący na granicy takich gatunków jak ambient, ethnic czy nawet psytrance, wszystko to wymieszane razem i wrzucone do jednego garnka tworzy naprawdę 'porażającą’ dub’ową całość. Album może się podobać bardziej lub mniej, ale na pewno nie można mu zarzucić, że utrzymany jest w jednym stylu. Klimat z leniwego zmienia się w coraz bardziej żywy, radosny, popychający.., po czym znów topnieje, a zwalniające tempo zmusza do odpoczynku. Prześledźmy jednak całą tracklist’ę albumu AND THE BEAT GOES OM.

A DROP IN THE OCEAN – utwór rozpoczynający album, wydaje się być idealnym zwiastunem kolejnych numerów. Bardzo melodyjny z głębokim psychedelicznym tłem, utrzymany raczej w dub’owym stylu, łatwo zapadający w pamięci. Dodatkowo wykorzystanie odgłosów natury – tu zaćwierka ptaszek, tam daje się usłyszeć szumiący strumyk – definitywnie zasługuje na przybicie mu stempla – 'perfectly nature’(co możemy również usłyszeć w końcowej partii).

DRINK MORE TEA – chciałoby się rzec, że to typowe dla Brytyjczyków;) ale i ja chętnie się dołączę i napiję. “Psychedelic plants… plants… plant! That’s where I found my miracle. In dmt and ayahuasca…” – jak daje się usłyszeć w początkowej części utworu – jest chyba najlepszym określeniem tego kawałka, bo właśnie taki jest – full psychedelic! Tajemniczy głos dobiegający z zaświatów powtarza także nazwy jakichś halucynogennych substancji takich jak ayahuasca czy dmt. No cóż, psychedeliczny herbatnik, który powinien zasmakować każdemu.

SEA OF GREEN – morze zieleni? Dlaczego nie, sam tytuł brzmi, co najmniej tak samo zachęcająco, jak i.. 'zielono’;). Zaczyna się całkiem niepozornie, delikatna melodyjka i lekka dub’owa stopa, łatwo wpadająca w ucho. To chyba najbardziej 'charakterystyczny’ numer tego albumu. Kąpiel w zielonym morzu nie tylko dostarcza pozytywnych myśli i jakby bardziej kolorowego spojrzenia na świat, ale chyba przede wszystkim potrafi wyciszyć jak i skłonić do wyciągnięcia w górę rąk w radosnym geście. Pięknie!

LONG SUNNY DAZE – kolejny tytuł doskonale odzwierciedlający całość. Nic dodać, nic ująć. Doskonale wiem, co autor miał na myśli, wybierając tytuł 'DŁUGIE SŁONECZNE ODURZENIE’. Właśnie tak samo czułem się, słuchając tego 'letniego’ kawałka podczas niedzielnej przejażdżki rowerem po lesie. Wysokie drzewa, mimo że rzucały cień, nie potrafiły dostatecznie ochronić mnie przed upałem. Zmęczenie jazdą i wszechogarniająca gorączka potrafią przysporzyć o prawdziwy 'dub’owy’ zawrót głowy… Kolejny track zasługujący na gest ukłonu, pochylenia się i zdjęcia czapki z głowy.

THE GOLDEN APPLE… Ale chyba nie to, którym Ewa kusiła Adama? A może właśnie dokładnie chodzi o ten sam 'zakazany owoc’ ? Czy warto zatem go skosztować, wiedząc że jedyną i oczywistą karą będzie wypędzenie nas z raju? Przyznam, że ryzyko jest spore, ale ja decyduję się zagrać va banque! A co mi tam, raz kozie śmierć. Już po pierwszych kęsach wiem, że było warto, a kolejne jedynie utwierdzają mnie w tym przekonaniu. Niesamowite…

METATRON’S SUGAR CUBE… Metatron – to niezwykły anioł, według Kabały i innych pism judaistycznych, to właśnie on zasiada zawsze po prawej stronie tronu, na którym siedzi sam Bóg. 'This is mushy, psychedelic forest dub – aimed at tripped out trancers and couch dancers’, a tytułowa kostka cukru, na pewno nie jest metaforą „przesłodzenia”, jakiego może ktoś oczekiwać, sugerując się tytułem.

AND THE BEAT GOES OM – chyba dla nikogo nie jest tajemnicą, że akurat ten numer najbardziej nawiązuje chyba do kultury i religii Indii. Święta sylaba, bożyszcze wszystkich hindu – religii. Lekko monotonna i na pewno nie łatwa wyprawa za wschodnią stronę Gangesu, przynosi sporo refleksji i zadumy nad sobą, własnym życiem, postępowaniem, przywraca najbardziej oddalone wspomnienia. Chciałoby się, by czas stanął teraz w miejscu, cudownie tak siedzieć i wpatrywać się w Hindusów skąpanych porannym słońcem, przygotowujących się do Święta Dzbana. Om namah om!

FRIUT OF MAHOOT – to kolejny track przenoszący nas swym mistycznym brzmieniem do odległego kraju Gangesu. Mahoot (przyp. red. opiekun słoni) z wyciągnięta dłonią, w której delikatnie zaciska jakiś zielonożółty owoc. Na przeciwko oddalony o jakieś 4 metry ogromny słoń, majestatycznie zbliża się do swego pana. Jego kroki nadają jakby tempa całemu utworowi. Gracja, z jaką się porusza, idealnie pasuje i komponuje się z melodią. W pewnym momencie zatrzymuje się, długą niczym ramię portowego dźwigu trąba sięga po owoc. Kolację podano;)

No to dotrwaliśmy do samego końca. Jak dla mnie rewelacja! Spory kociołek (’bierzcie i jedzcie z niego wszyscy’) soczystego, psychedelicznego dub’u, który przyszło nam spożyć, na pewno przekonał mnie, że warto do niego wracać.
______________________________

9 / 10
Marion