Ren Toudu ‎– Green Temple

English / Polish version

Ren Toudu ‎– Green Temple
    OVNIMOON RECORDS
    Ren Toudu
    Green Temple
    2012

      1. Glow In The Dark
      2. Green Temple
      3. Seaside Serenade

______________________________

Kilka miesięcy temu, przez zupełny przypadek wpadł mi w ręce album INTANGIBLE, który zrobił na mnie ogromne wrażenie (ba, za każdym razem, gdy słucham tej płyty, robi na nowo). Idąc za ciosem, nie mogłem ominąć tegorocznej EP’ki, która została wydana z pomocą Ovnimoon Records. ZIELONA ŚWIĄTYNIA zawiera jedynie trzy kawałki, choć biorąc pod uwagę długość ich trwania (każdy oscyluje w okolicach piętnastu minut), można przypisać temu krążkowi prawa, jakie posiadają pełne albumy.

GLOW IN THE DARK

Jak zwykle w przypadku Rena, jego leseferystyczny styl działa na mnie niesamowicie. Już pierwsze brzmienia sprawiają, że mimowolnie pojawia się rogal na mojej twarzy. Za każdym razem zastanawiam się, w jaki sposób tak subtelna muzyka może powodować tak silne emocje? Nie sposób przecież poruszyć ludzi, robiąc muzykę, w której tempo przekracza 140 uderzeń na minutę, nie ważne, czy jest dobra czy słaba, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie się przy tym świetnie bawił, jednak robiąc coś takiego, jak GLOW IN THE DARK i poruszyć ludzi czymś takim, to jest dopiero sztuka. Nie ma tu mowy o kakofonii czy jakimkolwiek innym dysonansie, każdy dźwięk idealnie współbrzmi z kolejnym, a ten z następnym i tak w nieskończoność. Słucha się tego naprawdę przyjemnie, bo elektronika, jaką serwuje nam pochodzący ze Szwecji artysta, to najwyższa półka…

GREEN TEMPLE

Gongi przybyły do Europy z Azji; są to instrumenty z grupy idiofonów płytowych, które po uderzeniu wywołują drgania, a te z kolei przechodzą w przeszywający dźwięk. Często wykorzystywane podczas podniosłych rytuałów, ceremonii czy innych ważnych wydarzeń. Od samego początku utworu słychać charakterystyczne brzmienie tego właśnie instrumentu – jak zresztą przystało na tytułową ZIELONĄ ŚWIĄTYNIĘ. Kawałek bardzo minimalistyczny i nieco mroczny, ale zarazem bardzo hipnotyczny i wkręcający (jak mówią Anglicy: „hell is paved with good intentions”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza tyle co: „piekło jest wybrukowane dobrymi zamiarami”. Poprzez cały czas trwania utworu, oprócz wspomnianych gongów słychać jeden i ten sam wkręcający motyw, który zresztą chodził za mną potem przez długie tygodnie. Takie wydawać by się mogło proste, a w konsekwencji takie ciekawe. Baaaaaaam!

SEASIDE SERENADE

I kolejny, ostatni na EP’ce numer, który podobnie jak poprzednicy zasługuje na głęboki ukłon w geście uznania jak i frenetyczne oklaski – świetna robota, doskonała robota, mistrzowska wręcz. Jak pewnie wnioskować można po tytule popełnionego dzieła, w kawałku nie zabraknie „nadmorskich” akcentów i nie mam tu bynajmniej na myśli smażonej makreli… Odgłosy przelatujących mew, szum fal, przesypujący się piasek i choć akurat tego typu zestawienie zwykle raczej mnie odstrasza, ze względu na zbyt często powielany motyw, to jednak przyznam, że również i tu Ren Toudu obronił się na piątkę.

Po raz kolejny otrzymałem to, na co liczyłem – dobrą, przemyślaną i dopracowaną EP’kę, do której często zdarza mi się wracać. Po raz kolejny podpisuję się obiema rękami pod stwierdzeniem, że warto zwrócić uwagę na tego artystę, bo muzyka, jaką tworzy, do przeciętnych na pewno nie należy.

______________________________

8 / 10
Marion