Sync24 – Source
Sync24 Source 2007
2. Memloop 3. Cryptobiosis 4. Mborg 5. Suspended Animation 6. Biota 7. Replicant 8. White Pixels 9. From A To A 10. Woodland 11. Source (Album edit) |
______________________________
1. WALK ON SPHERES.
Deszcz. Kropla za kroplą tworzący huragan na powierzchni kałuży. Promieniście rozchodzące się infrafale hipnotyzująco popadają w niepamięć. Na ułamek sekundy osiągają swoją wielkość, pyszałkowato prezentując swoje olbrzymie brzuszysko światu. Potem znikają, pękając z próżności. Widząc ich smutny los, wyobrażam sobie, że jestem kroplą. Swoim własnym wszechświatem, do którego dochodzą zaledwie pogłosy wszechświatów zewnętrznych. Mam więcej szczęścia. Spadam z anielskiego oka wprost w ocean, tracąc swoją tożsamość, stając się częścią potężnej, nieśmiertelnej siły . Współtworzę jej zapach, razem z nią rozbijam się o brzeg, wydając przy tym najpiękniejsze dźwięki świata. Wsiąkam w piasek, by z powrotem wrócić w jej objęcia. Rozbijam się o skały, by znów mogła mnie przygarnąć pod swoje fale.
W tym utworze można się utopić. Rozległy. Bezkresny. Czysty i przejrzysty. Minimum środków, maksimum przestrzeni. Subtelnie dryfuje z misją uszczęśliwienia świata.
2. MEMLOOP.
MEMLOOP przenosi nas do jamy macicy, w której usłyszeliśmy pierwsze dźwięki. Dla płodu w łonie matki najpiękniejszą muzyką jest rytm jej serca. Po jego tempie rozpoznaje jej nastrój, wie, kiedy śpi, a kiedy ciężkim krokiem drepcze po schodach. Wygodnie skulony w najbezpieczniejszym miejscu świata, całymi godzinami daje się hipnotyzować przygłuszonym odgłosom. Stara się je zapamiętać, jak najlepiej potrafi, wiedząc, że będzie za nimi tęsknił do końca życia.
Minimalizm tego kawałka przy jednoczesnym niesieniu olbrzymiego ładunku emocjonalnego świadczy o wielkim kunszcie Daniel’a Ringstroem’a(którego z resztą dowiódł już jako członek mojego życiowego numeru jeden – formacji Carbon Based Lifeforms). Każdy dźwięk jest tu absolutnie skrojony na miarę, żaden nie jest zbędny, żadnego nie brakuje. Ich natężenie, miękkość daje nieopisane poczucie bezpieczeństwa, mimo kilku niepokojących odgłosów. Mistrzostwo w każdej minucie.
3. CRYPTOBIOSIS.
Dowodzi, że jest to album bardzo wymagający. Wymagający absolutnego wdychania go każdym centymetrem ciała, poddania się jego metafizycznej atmosferze i popłynięcia subtelnym beat’em w głąb własnej świadomości. Ledwo wyczuwalny beat pierwszych partii utworu zmusza do wytężenia zmysłów i wsłuchania się w tętno utworu, które momentalnie stanie się Twoim własnym. W pewnym momencie utwór nieznacznie przyspiesza i nabiera mocy, co jednak nie odbiera mu zwiewności i subtelności. Fani CBLF z pewnością znajdą tu sporo z ich klimatu.
4. MBORG.
Bardzo cieplutki utwór z odrobinę kosmicznym jak dla mnie zadziorem. Idealne tło dla jesiennych stanów zawieszenia, leniwych wieczorków w fotelu nad imbrykiem herbaty. Koniecznie bez książki, bo czytając, trudno będzie wychwycić te wszystkie kosmiczne smaczki przewijające się przez mborg’owy „universe”.
5. SUSPENDED ANIMATION.
Nie lubię zimy. Nie lubię zmarzniętych licek, czerwonego nosa i popękanej skóry na dłoniach. Nie lubię oszronionych włosów i przemokniętych butów. Nie lubię skostniałych stópek i samochodu, co nie chce odpalić.
Lubię zimowe pejzaże. Osnute śnieżną pierzyną. Księżycowy, odrealniony krajobraz. Gładkie śnieżne góry, składające się z miliardów małych śnieżynek. Lubię budzić się w środku nocy i obserwować tańczące na wietrze płatki, kruche swoją niepowtarzalną śnieżną kruchością.
Ten kawałek jest delikatny jak płatek śniegu. Wymagający swoistej wrażliwości, by doświadczyć subtelnego piękna, które niesie. Nawarstwienie wielu łagodnych dźwięków buduje klimat nieprzenikniony, mimo wszystko przyjemny. Idealny dla tych, którzy lubią ulotne, atmosferyczne brzmienie.
6. BIOTA.
Swoim klimatem bardzo przypomina poprzedni kawałek, jest jednak bardziej rytmiczny, odrobinę mocniejszy, bardziej stanowczy. I chłodniejszy. [Czyli chyba aż tak bardzo nie przypomina]. Podmuchy lodowatego wiatru przełamywane są wstawkami o pochodzeniu okołoorientalnym. Krajobraz, jaki maluje mi się podczas jego słuchania bardziej od sielskiej, polskiej zimy przypomina ośnieżone Himalaje, nieprzeniknione i srogie.
7. REPLICANT.
Patos, patos, patos. REPLICANT zdecydowanie nie jest tym, co lubię. Dźwięki jak dla mnie za wysokie, zbyt monotonne, niezrozumiałe, płaskie i bezpłciowe. Wieje nudą. Historię w tym kawałku będę miała, jak ją sobie wymyślę, dopiszę. A ja lubię, kiedy kawałek opowiada jakąś historię. Co zrobić?
8. WHITE PIXELS.
To już zupełnie inna bajka. Od pierwszych dźwięków sporo się dzieje. A może raczej wystarczająco, żeby mnie wciągnąć, zaciekawić, porwać. Wielopłaszczyznowy kawał uroczego chill’u w najlepszym wydaniu. Ciepły wokal Anny Segerstad, która co noc kołysze mnie do snu w WORLD OF SLEEPERS, podnosi jego emocjonalną wartość. No i przede wszystkim beat. Po minutach utworów z ledwo wyczuwalnym tętnem miło poczuć, jak ramiona samoistnie zaczynają kołysać się niesione falami tych soczystych dźwięków. Mój niekwestionowany numer jeden.
9. FROM A TO A.
Na początku był chill. I chill’em było wszystko, i z chill’u się wzięło. Bo zanim cokolwiek zrobisz, musisz się wyczilować. A żeby dobrze się wyczilować, potrzebujesz odpowiedniego soundtrack’u. Z tym kawałkiem(albumem) zdecydowanie wychilujesz się od A do Z. A nawet od A do A.
10. WOODLAND.
„Wchodząc do lasu, stajesz się drzewem, co w swojej ciszy się rozrosło”.
Ptaki śpiewają, wiatr szumi w koronach drzew. To jest leśny kawałek. Leśny klimat leśnych ludzi, żyjących w leśnym świecie. Zamykając oczy, możesz stać się częścią tego świata, zgubić liście jesienią i dać sobie zrobić w brzuchu dziuple rudym wiewiórkom.
11. SOURCE (ALBUM EDIT).
Czy i Wam robi się smutno, kiedy płyta się kończy? Wiem, wiem, znam funkcję „Repeat”, ale to nie to samo. I mimo że ten album prosi się, aby słuchać go znów i znów, to chciałabym usłyszeć choć 1 kawałeczek więcej i znaleźć się u źródła, z którego wypływa geniusz tej płyty.
______________________________
8 / 10
Beata Brzoza