Younger Brother – The Last Days Of Gravity
Younger Brother The Last Days Of Gravity 2007
2. All I Want 3. Elephant Machine 4. Your Friends Are Scary 5. I Am A Freak 6. Ribbon On A Branch 7. Sleepwalker Part 1 8. Sleepwalker Part 2 9. Psychic Gibbon |
______________________________
Słuchaj mojego głosu. Będziesz słuchał mojego głosu, mój głos Ci pomoże i poprowadzi Cię coraz głębiej. Za każdym razem, kiedy usłyszysz mój głos, z każdym słowem i liczbą będziesz głębiej. Zrelaksuj się i rozluźnij. Teraz policzę od jednego do dziesięciu. Mówię: jeden. Z chwilą, kiedy skupiasz się na moim głosie, zaczynasz się rozluźniać. Dwa. Twoje dłonie i palce stają się ciepłe i ciężkie. Trzy. Ciepło emanuje do Twoich rąk, ramion, szyi. Cztery. Stopy i nogi stają się ciężkie. Pięć. Ciepło rozprzestrzenia się po całym Twoim ciele. Kiedy powiem sześć, idziesz głębiej. Sześć. I całe Twoje ciało zaczyna powoli odpływać. Siedem. Jesteś głębiej, i głębiej, i głębiej. Osiem. Z każdym oddechem udajesz się coraz głębiej. Dziewięć. Odpłyyywasz. Kiedy wymówię dziesięć, będziesz zahipnotyzowany. Dziesięć… Żartowaaaaaałam. Błogość, którą możesz teraz odczuwać, nie ma absolutnie nic wspólnego z hipnozą, a jest spowodowana jedynie mistrzostwem i kunsztem mistrza, naszego Simon’a Posford’a (chyba nie muszę pisać, że znanego z takich projektów jak Shpongle, czy Hallucinogen?) oraz Benji Vaugn’a (znanego z projektów Prometheus oraz The Egg). Naprawdę, nie potrzeba Ci żadnej hipnozy, za ich sprawą te dni właśnie stają się OSTATNIMI DNIAMI GRAWITACJI.
HAPPY PILLS brzmi bardzo świeżo, krystalicznie, choć dźwięki znajdują się jakby poza zasięgiem, dochodzą z innego wymiaru. Każdy dźwięk, jak to u Szymona – absolutnie wypieszczony, zapowiada „damn good” album. Pigułka może i wesoła, jednak efektem ubocznym jej działania jest dziwny miks melancholii, podniecenia i swoistej niepewności. Coś jakby trzymać 10 000 balonów i czuć, jak powoli stópki odrywają się od podłoża; iść niepewnym krokiem, czekając aż Cię porwie. Mnie porywa. Ojjj porywa! Niesamowite z jaką łatwością Younger Brother panuje nad taką ilością różnorodnych dźwięków, balansując na pograniczu euforii i patosu, wprawiając przy tym w zdumienie. Tak, jak i w całym albumie, bardzo wyczuwalna jest w nim radość, która towarzyszyła procesowi tworzenia.
ALL I WANT. (David BRYSON:) „Could you define the word „paranoiac”? Could you define it in more detail?” (Salvador DALI:) „The name is paranoiac critical method: one spontaneous method of knowledge based in the instantaneous association of delirious material.” I robi się kwaśno. Trochę komodorowo. Zdecydowanie oldschool’owo. I rock’owo. Wciąż jednak psychedelicznie. Niemożliwe? A jednak! Nie zapominajmy, że za tym albumem stoi sam Simon P., mistrz niezwykłych zestawień nie pozwalających na jedno skojarzenie, a wywołujący ich tysiąc na sekundę. Mimo niesamowitego bogactwa elektroniki, sekwencji instrumentalnych i szeroko rozumianych wokali(choć to określenie w dużym uproszczeniu) nie mam wrażenia przesytu. Nawet dominujący, męski wokal w drugiej części zdaje się być jednym słusznym i koniecznie potrzebnym. Jest po prostu „ALL I WANT” w tym właśnie momencie.
ELEPHANT MACHINE rozpoczyna się pięknym, łamanym beat’em, mokrym, z jakimś sypiącym się w tle piachem. Po sekwencji gitarowej na moment robi się zbyt shpongle’owo i myślę sobie: nic nowego się nie wydarzy. Błąd! Ten kawałek ma w sobie zupełnie inną energię, nikt nie chce Cię nim czilować. Dla mnie jest to apel pt. „Działaj!”. Zwłaszcza ok. 4 minuty, kiedy dźwięki znacznie się zagęszczają. Pięknie motywująca do działania życiowa ścieżka dźwiękowa. Beat jest mięsisty i zadziorny, wije się wokół moich uszu, próbując skusić i nakłonić do lubieżnego tańca. Temperamentny kawał dobrej muzyki.
W YOUR FRIENDS ARE SCARY Młodszy Brat próbuje nas chwilowo uśpić, ukołysać i upieścić spokojniejszymi dźwiękami. I naprawdę(!) mam wrażenie, jakby na tę krótką chwilę, kiedy cieszę się tymi wycackanymi do granic wycackalności dźwiękami, czas stawał w miejscu i tracił znaczenie. Kawałek ultradelikatny, ulotny i zmysłowy. Wyrywający z granic ciała i przenoszący w multidźwiękowe przestrzenie. Nie jestem fanką gitarowego brzmienia, jednak tu zestawiony z mokro-kwaśnymi wkrętami robi za wyciskacz emocji.
I AM A FREAK(I am unique;). Pięknie świdrujący numer pełen licznych zmian melodii, tempa, nastroju. Booosko wkręca, dając przy tym fantastyczną i jedyną w swoim rodzaju okazję do pobujania się. Kocham w YB to, że wykorzystuje w jednym kawałku dziesiątki motywów, które w zasadzie mogłyby samodzielnie zaistnieć jako „clue” pojedynczych kawałków. Jak widać, panowie mają świadomość swojej nieskończonej wyobraźni i nie boją się, że zabraknie im pomysłów na kolejne ścieżki.
RIBBON ON A BRANCH to dość „babska” (no cóż, tak to słyszę, wybaczcie mi generalizowanie) ballada na romantyczne wieczorki i smuty wypłakiwane w umazaną tuszem poduszkę. Ścieżka bardzo miękka, utulna, gładka. U mnie zdarta wielokrotnie na „repeat”, bo uwielbiam takie smutno-słodkie kawałki. Brzmi rock’owo i zmysłowo. Musi się podobać.
SLEEPWALKER PART 1. Nie lubię tego pseudo dub’ującego beat’u. No, przepraszam bardzo. Podoba mi się za to lewitująco-kosmiczny klimat, który wyłania się zza dub’owej mgły w tym kawałku. Zdecydowanie bardziej jednak preferuję mocniejsze uderzenie ze SLEEPWALKER PART 2. Śrubujące partie w pierwszej części stanowiłyby idealną ścieżkę dźwiękową dla filmów Tarantino. Lunatyk z drugiej części ma zdecydowanie więcej energii i nosi go, żeby coś napsocić. Sama popsociłabym przy tym numerze..
PSYCHIC GIBBON, czyli tzw. deser. Absolutny i niekwestionowany faworyt tego krążka, zwłaszcza jeśli chodzi o budowanie wyrywającego z kapci nastroju tracenia kontaktu z rzeczywistością i zaprzeczanie sobą grawitacji. Melancholijny i rzewny przez partie gitarowe i drżący wokal. W każdej sekundzie – uroczy!
Przykro mi bardzo, ale zostawiam Was bez zakończenia. Bo kto słuchał tego albumu, wie, że po jego przesłuchaniu ciężko jest wykrztusić z siebie choć parę sensownych słów.
______________________________
9.5 / 10
Beata Brzoza