Lemonchill – Sentant
Lemonchill Sentant 2009
2. Memorabilia 3. Open Rene 4. Emotions 5. Mantra 6. Missing souls 7. Dragonfly 8. Kanji |
______________________________
Na wiele dobrych, a nawet życiowych płyt natrafia się czasem zupełnie przypadkiem. Jak inaczej wyjaśnić fakt, że któregoś dnia w moje ręce wpada album zatytułowany SENTANT? Lemonchill brzmi już troszkę bardziej znajomo niż sam tytuł, jednak szczerze muszę przyznać, że niewiele wiem o owym artyście (kiedyś obiło mi się o uszy, że najprawdopodobniej pochodzi z Izraela, ale głową za tą informację nie ręczę), a zresztą czy to tak naprawdę ma jakieś znaczenie? Okładka wydaje mi się całkiem przyzwoita, więc postanawiam dać mu szansę zaistnienia.
Na (dobry) początek REFLECTIONS. Długo się rozkręca, by wreszcie pokazać mi swoje prawdziwe oblicze. Dosyć dziwne uczucie, bo muzyka idealnie wpasowała się w nastrój, w jakim akurat dziś dane było mi być. Czyżby przypadek? Nawet jeśli tak, to akurat takie przypadki lubię chyba najbardziej. W połowie utworu następuje nagle krótka przerwa, początkowo pomyślałem nawet, że to koniec numeru, ale na szczęście narastające, miłe dla mego ucha dźwięki skutecznie wyprowadzają mnie z błędu. Zaraz, o czym to ja myślałem….
Zaczęło się przyjemnie, żeby jednak nie zapeszać, z niecierpliwością czekam na MEMORABILIA. Dźwiękowa infiltracja skutecznie kołysze całym moim ciałem w rytm pulsujących brzmień. To dokładnie ten moment, kiedy z delikatnym uśmiechem na twarzy zamykamy oczy, zatracając się w najbardziej oddalonych myślach, starając się sięgnąć pamięcią do tych prawie już zapomnianych, cudownych chwil, które umykają nam przytłaczane szarym, codziennym życiem. OPEN RENE dodatkowo implikuje ten stan. Narastająca stopa, którą słyszymy początkowo gdzieś w oddali, a potem już coraz bliżej i bliżej, by w konsekwencji stała się pierwszoplanowym przewodnikiem, nie pozwala na otwarcie oczu i powrotu do rzeczywistości. Momentami wydaje mi się, że słyszę jakiś wokal, jednak gdy wsłuchuję się bardziej, stwierdzam, że oplatająca mnie kantylena to raczej jedynie złudzenie. EMOTIONS. Zatopiony w hipnotycznej zawiesinie. Rozpalony muzyczny kataplazm, bezpośrednio przyłożony do moich skroni przynosi nie tylko to cudowne poczucie spełnienia, ale dodatkowo przyprawia o gęsia skórkę. Emocje? Ja optowałbym raczej za nadaniem temu kawałkowi tytułu „THOUGHTS SELECTION”. MANTRA czy raczej chwilowa próba uśpienia? Nagle jakby wszystko się zatrzymało, czas zaczął płynąć trochę wolniej, a ukazujące się obrazy przesuwają się teraz tak, jakby ktoś celowo wyświetlał je w zwolnionym tempie. Dopiero teraz tak naprawdę zrozumiałem, a może nawet i doświadczyłem znaną mi tylko z filmów science-fiction kompilację ujęć „slow motion”. Wydawało się, że lamia rzucająca swym przenikliwym wokalem trudne do powtórzenia zaklęcia chyba nawet ze dwa razy się uśmiechnęła, a może tylko tak mi się wydawało….
MISSING SOULS. Że niby gdzieś się pogubiły? Mógłbym przysiąc, że bez najmniejszego problemu jestem w stanie każdą z nich odnaleźć w tym kawałku, zresztą pewnie każdy dałby radę. O wiele ciekawszy wydaje mi się jednak lot ważki (DRAGONFLY), za którym to jesteśmy w stanie zgrabnie podążać w kolejnym kawałku. Czasami mam wrażenie, że próbuje mnie zgubić, ale bez najmniejszego wysiłku zawsze mogę ją dogonić. Z łatwością jestem też w stanie przewidzieć niemal każdy jej kolejny ruch. Nie uciekniesz mi!
KANJI. Epilog z podwójnym dnem. Muzyka w pewnym momencie przestaje być słyszana, kiedy otwieram oczy i z niedowierzaniem rozglądam się po pokoju, „atakuje” ponownie. Tym razem już „na trzeźwo”, lecz ciągle pod ogromnym wrażeniem zdejmuję słuchawki….
Jak napisałem we wstępie, na album trafiłem zupełnie przypadkowo. Nie został mi polecony przez znajomego, który ma podobny gust muzyczny, nie przeczytałem znakomitej recenzji w sieci, o samym artyście też za wiele powiedzieć nie mogę, jednak to, co otrzymałem, warte jest podzielenia się z Wami.
______________________________
7 / 10
Marion