Shpongle – Tales Of The Inexpressible
Shpongle Tales Of The Inexpressible 2001
2. Star Shpongled Banner 3. A New Way to Say 'hooray’ 4. Room 23 5. My Head Feels Like a Frisbee 6. Shpongleyes 7. Once Upon the Sea of Blissful Awarness 8. Aroung the World in a Tea Daze 9. Flute Fruit |
______________________________
W 2001 roku Simon Posford i Raja Ram jako niezwykły duet Shpongle wydali na świat swoje drugie, muzyczne dziecko, któremu nadali imię TALES OF THE INEXPRESSIBLE. Nie bez powodu album Shpongle nosi nazwę OPOWIEŚCI O TYM, CZEGO NIE MOŻNA WYRAZIĆ, bo chociaż po przesłuchaniu jestem w stanie podać mnóstwo skojarzeń, tworów mojej wyobraźni, emocji, to jednak kryje w sobie coś, czego nie da się opisać, ani poznać do końca. Ten album zaprasza do skonsumowania nie jeden, nie dwa, a setki razy, ponieważ zawiera w sobie nurtującą tajemnicę – tajemnicę geniuszu, niezwykłości tego świata i muzycznej nieograniczoności. Tyle tytułem wstępu, pora rozkoszować się shpongle’owym smakiem.
TALES OF THE INEXPRESSIBLE to wspomnienie domu moich dziadków, a w szczególności starego, pełnego sekretów strychu. Kiedy byłam małą dziewczynką, trochę bałam się tego miejsca, było dla mnie zagadkowe, interesujące, ale też straszne i nieprzewidywalne.
Zacznijmy naszą wspólną podróż po strychu i poznajmy jego tajemnice!
Powoli wchodzę po drewnianych i skrzypiących schodach, z dziesiątego stopnia widzę już gitarę opartą o ścianę. Dziwna rzecz, ale słyszę jej dźwięk, mimo że nikt na niej nie gra; muzyka wydobywa się z niej sama (a nie mówiłam, że to miejsce jest niesamowite?), dodatkowo chodząc po strychu pachnącym pięknie starym drewnem, dochodzi do mnie głos pewnej kobiety (skąd ona się tu wzięła?!), która śpiewa po portugalsku:
„Desafina(do)
Canto mi amor.
Tu es fixe, es muito bom…”,
co w tłumaczeniu oznacza „nieczysto śpiewam dla ciebie, moja miłości. Jesteś taki miły, taki dobry.” Rozglądam się, ale nigdzie nie widzę śpiewającej kobiety… No nic idę dalej.
O! Jest!! Stara szafa pomalowana na niebiesko, której tak bardzo się bałam w dzieciństwie, bo wydawało mi się, że kryją się w niej dziwne przedmioty, duchy. Teraz ogarnia mnie ciekawość, co odnajdę, jeżeli ją otworzę… Otwieram; drzwiczki skrzypią i nagle widzę najśmieszniejszą postać, jaką kiedykolwiek dane było mi oglądać. Pan w kolorowym kapeluszu jakby od skrzata; jego ubranie w zielonym kolorze jest potargane, ale najbardziej wyrazista jest jego twarz – uśmiech psotnika, trochę haczykowaty nos, zaczerwienione policzki, odstające uszy. Wygląda jak chochlik i do tego powtarza:
„I am a shaman, magician.
The sun is purple.
3D dimensions.
I am for mental extensions.”
Nie mogę teraz zamknąć tej szafy, po prostu nie mogę! Muszę skierować się tam, gdzie zaprowadzi mnie ta intrygująca postać. Powoli idę za nim i co się okazuje? Miałam rację, zawsze przeczuwałam, że w tej szafie jest jakiś inny, kolorowy świat! To, co widzę, jest niesamowite, wręcz niemożliwe do opisania. Pełno tu ludzi, zwierząt, bujnej roślinności, egzotycznych zwierząt, ale i stworzeń, których nie potrafię sklasyfikować. Są i kobiety – ważki, skrzaty, dzieci – motyle i wiele innych. Biegają, fruwają, wesoło podskakują, a ja tańczę razem z nimi na zielonej trawie. Słychać dźwięki bębnów, fletu, anielską muzykę dla ukojenia duszy. Dopiero teraz odkryłam, że mam na sobie prześliczną sukienkę, taką wyśnioną – jest długa, zielona, z delikatnego materiału wijącego się do samej ziemi. Na głowie mam wianek z polnych kwiatów, aż włosy pachną mi dzięki ich woni. Uczucia, jakie mi towarzyszą, najlepiej opisują słowa:
„I’m feeling very shpongled.
Smashed, mashed, completely geschtonkenflapped.
To be shpongled is to be kippered, mashed, smashed, destroyed
COMPLETELY GESCHTONKENFLAPPED
Feel so smooth…..Everything tingling.”
„Moja głowa czuje się jak frisbee.” Muzyka, której smaczku dodaje flet, akordeon czy harmonijka, pojawiające się trąbki(nie przepadam za dźwiękiem trąbki, ale dziwnym trafem teraz mi nie przeszkadza) zapraszają mnie do wesołego tańca, energicznego sposobu na wyrażenie moich emocji.
Będąc w krainie, którą wszyscy tutaj nazywają Szpongolandią, nie opuszczają mnie słowa wypływające z ust przedstawicieli różnych kultur; są tutaj Hindusi, ludzie z afrykańskich plemion, Europejczycy śpiewający w języku angielskim, portugalskim, a czasem nawet posługują się łaciną, tak jak kobieta nucąca:
„Ex Maria pie jesu
Ex Maria virgine qui tolis
pie domine domine
pie.”
Właściwie to już stąd nie wyjdę. Wiem, że mogę wyjść w każdej chwili, wystarczy, że przejdę przez szafę… Ale po co? Skoro tu mi dobrze, czuję się zainfekowana shpongle’owym klimatem i chyba już stałam się rasową szpongolanką. Na koniec, żeby dać upust mojemu dobremu samopoczuciu i przekazać Wam trochę pozytywnej energii, sama zaśpiewam shpongle’ową piosenkę:
„Waves of the soft spring wind
Love’s flood tide is rising full
The moon of love is rising full
Sea of beauty.
The moon of love is rising full
Love’s flood tide.
Some laugh, some weep, some dance for joy. My mind craves nectar day and night.
Like a blue lotus floating on the sea of love.
Lingering in ashantically
Lingering in the akashic realms
Lingering in the realms.
Blue lotus floats, floating, floating..
Some laugh, some weep, some dance for joy.
My mind craves nectar day and night.”
______________________________
10 / 10
Kasia