Kaminanda – Year Of The Golden Tiger
Kaminanda Year Of The Golden Tiger 2011
2. Desert Serpent 3. Elixir Of Tears 4. Wizards & Spice 5. Luminous 6. Jewelled Waters 7. Heaven And Earth 8. Empowerment 9. Northern Air Temple 10. Bamboo Mountain |
______________________________
Przyznam, że album GATEWAYS OF CONSCIOUSNESS, o którym miałem niewątpliwą przyjemność pisać jakiś czas temu, pochłonął mnie bez reszty, co więcej na stałe wpisał się w tracklistę w moim odtwarzaczu mp3 i zawsze z tym samym skutkiem rozpuszcza mnie bez reszty. Idąc za ciosem, postanowiłem sprawdzić też starsze produkcje kanadyjskiego projektu Kaminanda i tym właśnie sposobem w moje ręce wpadł album zatytułowany YEAR OF THE GOLDEN TIGER.
Od pierwszego utworu zalewają nas dźwięki, które znacząco pobudzają do życia nasze receptory, a także przyśpieszają pracę neuronów, co (przynajmniej w moim wypadku) jest prawie zawsze zwiastunem tego, że słuchając tego albumu, raczej nie będę się nudził. Fuzja wszechobecnych, typowo elektronicznych, często „brudnych” brzmień w połączeniu z żywymi instrumentami, które co jakiś czas umiejętnie wplatane są w utwory, naprawdę mogą się podobać i niejednemu przypaść do gustu. Muzyka, jaką prezentuje nam Kanadyjczyk, na pewno nie należy do nudnych, pościelowych usypiaczy, którymi możemy się raczyć po ciężkim dniu spędzonym w pracy czy na uczelni, choć przecząc teraz sam sobie, ja niejednokrotnie właśnie w ten sposób robiłem i to z całkiem niezłym skutkiem. Uściślając jednak, mam tu na myśli, że album (jak i w ogóle cała twórczość pana Stephena Medeiros) to zdecydowanie rytmiczne, bujające i poruszające granie.
Jak już wspominałem wcześniej, wielką zaletą tego (jak i poprzedniego) albumu są niewątpliwie wielbione przez Stephena etniczne instrumenty, które uświetniają i dodają folkowego kolorytu poszczególnym utworom. Nie trzeba jakoś szczególnie się wsłuchiwać, ani też mieć wyjątkowo dobrego słuchu, by wychwycić brzmienie chociażby takich instrumentów, jak: didgeridoo, hang drum, skrzypce, flety, piszczałki, bębny czy oud (instrument strunowy uważany za przodka lutni). Wszystko to w połączeniu z naprawdę doskonale dopracowaną elektroniką robi (przynajmniej na mnie) piorunujące wrażenie. Ma to moc!
Podsumowując, trudno mi będzie znaleźć jakieś słabsze punkty tego albumu, podoba mi się po prostu styl, w jakim swoje muzyczne, rozległe pejzaże przedstawia Kaminanda. Zdaję sobie jednak sprawę, że muzyka ta nie zyska raczej powszechnego uznania (sam miałem kilka podejść zanim na dobre zachłysnąłem się jego unikatowym stylem), głównie ze względu na swoją specyfikę i to, że daleko wykracza poza utarte i przyjęte „za dobre” kanony. Myślę, że bez względu na to, czy album spotka się z Waszą aprobatą, czy też nie, na pewno nie będziecie mogli zarzucić, że jest przesłodzony, nudny czy sztampowy – co to, to nie.
______________________________
8 / 10
Marion