Aes Dana – Perimeters

English / Polish version

Aes Dana - Perimeters
    ULTIMAE RECORDS
    Aes Dana
    Perimeters
    2011

      1. Anthrazit (featuring Field Rotation)
      2. Snöflinga
      3. Perimeters
      4. In Between
      5. Xylem
      6. Resin (Overspring edit)
      7. Heaven Report
      8. Antimatter (Ante)
      9. Antimatter (Post)
      10. The Missing Words
      11. Currents

______________________________

Jakiś czas temu do moich rąk trafił niesamowicie miły prezent. Niespodzianką okazał się świeży nabytek wprost z Ultimae Records – PERIMETERS, album projektu Aes Dana, który jest dostępny w sprzedaży od lutego 2011 roku. Jeszcze przed pojawianiem się tej płyty na rynku, miałam okazję przesłuchać kilka sampli i już wtedy czułam, że są one zapowiedzią mistrzowskiej całości. Wszystko, co dobre, pochodzi z Lyonu, a dokładniej – spod ręki Vincenta Villuis’a! Komponowanie muzyki, produkcja, mastering, a wreszcie i oprawa graficzna okładki – aż trudno uwierzyć, ale każdy z tych elementów jest wynikiem pracy i wytworem wyobraźni jednego człowieka. Prawdziwy multitalent, prawda?

Patrzę na okładkę i zastanawiam się, czy muzyka, którą usłyszę będzie równie tajemnicza… Czy zastanę pozimowy, nieco uśpiony, mroczny świat, w którym panuje melancholia? A może do moich uszu dotrą dźwięki niosące nadzieję i radość tak, jak pierwsze przebiśniegi? Czy prześwietlone, zamazane, zamglone drzewa i krajobrazy kryją za sobą jakiś sekret? Niepotrzebnie snuję domysły – lepiej otworzyć się na dźwięki serwowane przez francuskiego geniusza. Album od pierwszych sekund przypadł mi do gustu. Powoli delektowałam się przepiękną melodią, którą prowadziły skrzypce, starając się nie stracić żadnego dźwięku, jaki wypływał z drewnianego instrumentu. Kawałek ANTHRAZIT nie miałby takiego wydźwięku, gdyby nie udział Christopha Berga (znanego z projektu Field Rotation) i popisu jego skrzypcowych umiejętności. W moim przypadku ten klasyczny instrument zawsze wprowadza mnie w stan wzruszenia, nostalgii, opowiada smutną historię, od słuchania której oczy zaczynają robić się szkliste od napływających łez. Dodatkowo, patrząc na tą stronę okładki, na której znajdujemy grafikę korespondującą z pierwszym kawałkiem albumu (kłosy), przypomina mi się znana scena z filmu „Gladiator”, w której główny bohater na łożu śmierci powraca myślami do ukochanych miejsc, spacerując w wyobraźni wśród pól pełnych pachnącego zboża, dojrzewającego w pełnym słońcu. Nagle na naszych włosach osiadają delikatne płatki śniegu, takiego śniegu, który pojawia się i od razu znika tylko wczesną wiosną. Kawałek SNOFLINGA zaczynający się orkiestrową wstawką to utwór ze specjalną dedykacją dla Magnusa Birgerssona (Solar Fields, H.U.V.A Network). PERIMETERS to dokładnie to, na co czekałam! Vincent Villuis, mistrz budowania emocji, napięcia, kolejny raz pokazuje mi, że jest również chirurgiem przeprowadzającym operację na moim otwartym umyśle, chłonącym jego muzykę jak gąbka. Bawi się moją wyobraźnią – usypia mnie na chwilę (ale to bardzo emocjonujący sen!), żeby po paru sekundach przygotować potężnego, energetycznego kopniaka. Słoje na pniu drzewa z okładki, stanowiące dowód na to, że czas również pozostawia po sobie jakiś widoczny znak, przypominają mi odcisk palca – czy to odcisk palca, jaki zostawia w naszym umyśle Aes Dana? Przedostaje się do naszej podświadomości za pomocą ambiwalentnej muzyki (delikatnej i mocnej zarazem), dzięki wielowarstwowości, głębi jak również poprzez mastering z najwyższej półki, technikę, której niejeden artysta psychillowy mógłby mu pozazdrościć.

Wędrując po jednym z górskich szlaków, spotyka mnie zimny, wiosenny deszcz, przed którym chowam się w małej, drewnianej, już dawno opuszczonej chatce i właśnie w niej doświadczam prawdziwego katharsis. Rozpływam się w eterze, odczuwam najsilniejsze jak do tej pory doznania estetyczne i duchowe. To właśnie IN BETWEEN jest miodem dla mojej duszy; jego progresywne brzmienie wierci dziurę w moim brzuchu, a chwilami pojawiający się wokal, nawołując tajemniczo, zaprasza duchy przodków do odtworzenia rytualnego tańca pokoleń. Chętnie usłyszałabym ten utwór w jakiejś starej, gotyckiej kaplicy lub kościele i sprawdziłabym, jak współgra z echem i starymi murami, które też kryją w sobie tajemnice. XYLEM pojawia się po to, aby nas uspokoić, wyciszyć, ukoić zmysły. Widzę, jak rośliny powoli budzą się z zimowego snu, wypuszczają pączki – nadchodzi wiosna, a wraz z nią powiew świeżości, nowej jakości. W RESIN, dedykowanym artyście Massimo Terranova, już słychać pracowite pszczoły, wesołego trzmiela (wprost z okładki płyty), a progresywne dźwięki przywołują stare kawałki projektu Aes Dana, takie jak: DUSTS, IRIS, itp. W kolejnym utworze (HEAVEN REPORT) również jest obecny klimat rodem ze starszych płyt Vincenta. To mój kolejny faworyt tego albumu – jest dokładnie tak, jak lubię najbardziej. Ognisty kawałek z mocą, odrobinę mroczny, z dużą dawką energii i paradoksalnie subtelnej siły. ANTIMATTER bardziej pasowałby mi jako intro, zresztą przedrostek ANTE jednoznacznie wskazuje na coś, co jest „przed”. Rozumiem, że po niesamowitym kawałku HEAVEN REPORT przyda się odrobina odsapnięcia i zebrania myśli, ale słuchając ANTIMATTER czuję lekki niedosyt, bo nie tego oczekiwałam w tym momencie. Odnoszę wrażenie, że ten kawałek jest jedynie przerywnikiem (wolę nie używać określenia „zapychacz”). Nareszcie! ANTIMATTER (POST) oraz THE MISSING WORDS nadrabiają zaległości i znowu, po chwili letargu moje siły witalne powracają, szkoda tylko, że na tak krótko, bo w powietrzu czuć już zakończenie albumu, przychodzące wraz z utworem CURRENTS.

Analizując PERIMETERS, można odnieść wrażenie, że każdy kolejny kawałek jest coraz lepszy i osiąga punkt kulminacyjny w siódmej pozycji albumu, tj. w utworze HEAVEN REPORT. Dosyć duży zawód sprawiła mi końcowa część płyty – myślę, że Aes Dana, którego muzyka zatacza szeroki krąg i obejmuje wiele gatunków m.in. downtempo, IDM, a nawet progressive czy morning trance, mógł zaskoczyć nasz czymś innym, świeżym w ostatniej partii PERIMETERS. Mimo drobnych uwag i słów konstruktywnej krytyki, dzieło Vincenta Villuisa z 2011 roku bez wahania mogę zaliczyć do najciekawszych płyt psychillowych ostatnich kilku lat. Jest w niej tajemnica, mrok przełamywany delikatnymi promieniami słońca, przebogata wyobraźnia i warsztat artysty oraz ogromna siła przyciągania, która pojawia się tylko w przypadku najbardziej unikatowych, zapamiętywanych na długie lata albumów.

______________________________

9 / 10
Kasia