Cell – Phonic Peace
Cell Phonic Peace 2005
2. Mister Ayatih 3. Zaz 4. Magic karma 5. Soon 6. Lord of silk 7. White call 8. Phonic peace for Tibet 9. Orange |
______________________________
O wielkiej wyprawie do pełnych kontrastów Indii marzy wielu. Jednym bez problemu lub przy wykorzystaniu niewielkiego wysiłku udaje się zebrać odpowiednie fundusze, uciec od pracy i wyruszyć w daleką podróż, a innym z różnych powodów nie jest łatwo osiągnąć ten cel. Bardzo dobrym rozwiązaniem dla drugiej grupy byłoby przesłuchanie albumu z 2005 roku o ciekawym tytule PHONIC PEACE. Dlaczego wspominam akurat o tej płycie Alexandre’a Scheffer’a tworzącego pod pseudonimem Cell? Odpowiedź jest dla mnie niezwykle prosta – PHONIC PEACE to kwintesencja Indii, indyjskiej muzyki, obyczajowości, zapachów, krajobrazów, religii, kolorów. Wystarczy posłuchać kilku pierwszych dźwięków tego albumu, a można przenieść się do tego tętniącego życiem i wciąż odkrywanego na nowo kraju. Z całą pewnością jest kilka albumów, kompilacji, w których Indie są silnie zakorzenione, ale ta płyta szczególnie kojarzy mi się z indyjską kulturą.
PHONIC PEACE to pierwszy album w dorobku Alexandre’a Scheffer’a (Cell) wydany przez wytwórnię Indica Music (sublabel Neurobiotic Records zajmujący się chillout’owymi i ambient’owymi produkcjami), a masteringowi poddany przez Huby Sea i Vincent’a Villuis’a w studio Ultimae Records. Jakich epitetów użyć, aby najlepiej oddać to, co można znaleźć w tym albumie? Bezsprzecznie materiał określiłabym mianem „orientalny”, „etniczny” i jak już wcześniej wspomniałam – „(bardzo) indyjski”. Na okładkę składa się kilka starodruków, na których widać prawdopodobnie zapiski w sanskrycie (nie jestem tego pewna, bo litery się rozmywają i ciężko stwierdzić, jaki to alfabet) oraz ilustracje (m. in. Buddę).
Jeżeli skupimy się na utworach składających się na cały album PHONIC PEACE, co najbardziej wpada w ucho? Przede wszystkim słychać wyraźnie obecność starych instrumentów: bębny, flety, dzwoneczki, sitary, shehnai (może ktoś zaklina węże w WHITE CALL?) – wszystkie genialnie łączą się z elektroniką. Do tego dochodzą kobiece i męskie śpiewy indyjskie (np. w MISTER AYATIH, ZAZ, MAGIC KARMA, itd.). Wszystkie kawałki charakteryzują się wyraźnym beat’em, idealnie splatają się ze sobą i tworzą piękną, spójną historię złożoną z 9 różnych opowiastek. Jak w każdym albumie i tutaj mam swoje ukochane kawałki – MISTER AYATIH lubię za kołyszącą melodię, LORD OF SILK – za dźwięk padającego deszczu na początku, wchodzące później bębny i beat nie pozwalający wysiedzieć w miejscu tak, jak w następnym kawałku WHITE CALL, który jest zresztą „najszybszą” propozycją w całej płycie. Najpiękniejszym utworem jest jednak ósmy w kolejności PHONIC PEACE FOR TIBET (swoją drogą znakomity tytuł – DŹWIĘKOWY POKÓJ DLA TYBETU), bo łączy w sobie to, co zadowala mnie w muzyce najbardziej – wyraźny, ale nie narzucający się beat z uczuciem lekkości uzyskiwanym przez odpowiedni dobór dźwięków. Jest delikatnie, ale „z pazurem”.
Pora na podsumowanie. Dla mnie wszystkie części składowe PHONIC PEACE nierozerwalnie się ze sobą łączą i zostały genialnie zespolone. Tytuł – DŹWIĘKOWY POKÓJ, okładka ze starodrukami i unoszącym się dymem z kadzidła lub świeczki, wszystkie utwory tej płyty i atmosfera w niej wytworzona idealnie odzwierciedlają indyjskiego ducha. Ciekawostką jest także fakt, że tak mocno indyjski album został wydany przez wytwórnię, której nazwa łączy się z Indiami – Indica Records. Alexandre Scheffer połączył starożytny mistycyzm z nowoczesnymi zdobyczami muzyki elektronicznej i stworzył coś, co warto mieć w swojej płytotece. Szczerze polecam!
______________________________
9 / 10
Kasia