Carbon Based Lifeforms – Hydroponic Garden

Carbon Based Lifeforms - Hydroponic Garden
    ULTIMAE RECORDS
    Carbon Based Lifeforms
    Hydroponic Garden
    2003

      1. Central plains
      2. Tensor
      3. MOS 6581 (album version)
      4. Silent running
      5. Neurotransmitter
      6. Hydroponic garden
      7. Exosphere
      8. Comsat
      9. Epicentre (first movement)
      10. Artificial Island
      11. Refraction

______________________________

HYDROPONIC GARDEN… album, który ma dla mnie szczególne znaczenie z kilku zasadniczych powodów. Powodem numer jeden jest fakt, iż właśnie ta przepiękna płyta stała się moją przewodniczką na chillout’owej ścieżce, dzięki niej doznałam kojących właściwości psychodelicznego chillout’u, nabrałam ochoty do dalszej wędrówki i poznawania zbawiennego działania muzyki na moją duszę. Drugim powodem są skojarzenia i uczucia, które pojawiają w momencie przesłuchiwania tego albumu, wspomnienia o nim. Kiedy zamykam oczy i zatapiam się w brzmieniu serwowanym przez Carbon Based Lifeforms, ogarnia mnie najpiękniejsze uczucie świata, najbardziej przyjemny stan – uczucie miłości i stan zakochania. Czuję przysłowiowe „motyle w brzuchu”, z mojej twarzy nie schodzi uśmiech, oczy są zamyślone, a serce gotowe do pokonania największych trudności, byleby być blisko tego, co ukochane. Ten album wydany w 2003 roku przez Ultimae Records bez wątpienia należy do moich chillout’owych ulubieńców; wracam do niego co jakiś czas, często go odkurzam i za każdym razem odnajduję w nim coś nowego; myślę, że ma magiczną moc oddziaływania na człowieka. Styl Carbon Based Lifeforms jest tak wyrazisty, że rozpoznaję go bez chwili wahania, wprost ubóstwiam beat pojawiający się w produkcjach CBL (najbardziej trafiają do mnie właśnie beat’owe kawałki chillout’owe, bo oprócz łagodności mają w sobie wielką siłę, jakby nie z tego świata, której nie sposób się oprzeć). Podczas przechadzek po HYDROPONIC GARDEN, pełnym kolorowych kwiatów i budzących się do życia roślin, nie patrzę tylko na to, co znajduje się na ziemi, dookoła mnie. Pierwszy raz od dawna patrzę w górę, ku niebu i wznoszę skrzydła duszy ku przestworzom, aby poczuć prawdziwą wolność, którą czasami ciężko osiągnąć na ziemi… Każdy etap mojej wędrówki ku wszechogarniającej miłości i wolności ma inną nazwę i przywodzi na myśl różne skojarzenia, reminiscencje, obrazy z przyszłości, elementy natury, wspaniałych ludzi o dobrych sercach, których miałam okazję poznać. Etapów jest aż jedenaście i każdy zawiera w sobie tak duży szereg obrazów, że ciężko znaleźć odpowiednie słowa, by wszystkie ogarnąć… Dlatego ja przywołam tylko trzy, które są dla mnie najważniejsze, wzruszają najbardziej i odpowiadają mojej muzycznej wrażliwości.

Etap pierwszy: CENTRAL PLAINS.
Początek. Znajduję się w brzuchu mojej mamy, dopiero się rozwijam i przygotowuję na wielkie wejście do świata, którego jeszcze nie mogłam zobaczyć, ale coś już o nim wiem. Słyszę bicie serca mamy, dłoń taty i jego ucho przyłożone do brzucha, aby mnie usłyszeć. Dochodzą do mnie słowa i śpiew rodziców, delikatne ćwierkanie ptaków, szum wiatru ocierającego swą twarz o gałęzie drzew. Czuję zapach frezji w OGRODZIE HYDROPONIC, chociaż jeszcze nie wiem, jak wyglądają, to poznałam je po cudownej woni. Przyroda wybijając transowy rytm, zaprasza mnie do tańca już w łonie matki… Chyba już jestem gotowa na spotkanie ze światem! Wychodzę!

Etap trzeci: MOS 6581.
Strudzony latarnik siedzi w starej i zniszczonej przez morskie fale latarni. Wygląda przez szybę i długo wpatruje się w horyzont i nagle dostrzega niesamowity obraz. Trzy nieziemskiej urody syreny o złotych włosach, z ogonami pokrytymi niebiesko-zielonymi łuskami pluskają się w morzu i skaczą do góry tak wysoko, że prawie dosięgają księżyca, którego blask jest dzisiaj jakby mocniejszy niż zwykle. Syreny czasem przywołują latarnika i pocieszają jego smutne z tęsknoty serce. One, jak nikt inny, wyczuwają ból mężczyzny, który stracił kobietę, którą kochał nad życie… Wzruszenie sięga apogeum w momencie, gdy zwykle oziębłe i otoczone twardą skorupką syreny płaczą razem ze starym latarnikiem.

Etap ósmy: COMSAT.
Bieszczady. Pewien samotny wędrowiec szuka sensu życia na bieszczadzkich szlakach, wie, że szczególnie losy ludzi pragnących odnaleźć cel swego istnienia, odpowiedzi na dręczące pytania, krzyżowały się właśnie w tych rejonach. Aura tajemniczości, zachowania anonimowości owiła bieszczadzkie tereny do tego stopnia, że samotny wędrowiec wybrał się do tego miejsca, aby przykryty płaszczem nocy mógł położyć się na zielonej trawie i patrząc w gwiazdy, słuchając wycia wilków, doznał poczucia całkowitej wolności, której nie potrafił osiągnąć w gwarze dużego miasta. Spojrzał ku niebu oświetlonemu przez księżyc i pierwszy raz od dawna poczuł się jak w domu…

Myślę, że Waszym grzechem byłoby nie poznać HYDROPONIC GARDEN, albo zlekceważyć ten album. Dla mnie przykre jest to, że muszę ocenić dzieło, które nie powinno podlegać ocenie, ponieważ jest absolutnie nieprzeciętne i przyznanie dziesięciu punktów na dziesięć to za mało…
______________________________

10 / 10
Kasia