Shakatura – Shakatura
Shakatura Shakatura 2001
2. Playa mimosa 3. Geko 4. Quark 5. Parachute 6. Mitochondria 7. Tail 8. Earsocket 9. Telemetry |
______________________________
Shakatura, a dokładniej pisząc Galen Butler, to utalentowany i pełen pomysłów muzyk, producent i dj pochodzący z San Francisco, który w 2001 roku wydaje swój pierwszy solowy album pod tym samym tytułem. Przekonajmy się zatem, co do przekazania ma nam Galen, oddając nam w ręce swoje pierworodne dziecko.
LAWOWA TUBA – dziwnymi pojękiwaniami przenosi nas w dub’owy świat Shakatury. Soczyste brzmienia i głęboko zarysowana stopa sprawiają, że można się całkowicie wyłączyć. Jak dla mnie początek wręcz idealny, psychedeliczny tort truskawkowy. Owocowo.
BŁOTNISTA MIMOZA – jakiś kobiecy głos próbuje przebić się poprzez pokrzykiwania dzieci bawiących się podczas opadu rzęsistego deszczu (wystarczy tylko trochę się wsłuchać). Mantra, która wypowiadana jest przez wspomnianą kobietę, niestety jest dla mnie niezrozumiała, ale napawa szacunkiem i zmusza do zadumy. No i zrobiło się bardzo, naprawdę bardzo leniwie. Powieki stają się coraz cięższe, a oczy mimowolnie zamykają się skąpane w lejących się z głośnika dźwiękach. Refleksja.
GEKO – powoli i ociężale, niczym karawana przemierzająca gorące piaski turkmenistańskiej Kara-Kum. Miejscami klimat wydaje się być bardzo niespokojny, powoduje, że nerwowo odwracamy się przez ramię, by sprawdzić, czy aby na pewno nikogo za nami nie ma. Dreszczyk emocji, a momentami zastrzyk adrenaliny, którego ukłucie czujemy potem jeszcze bardzo długo. Szczypie.
Rozbicie kawałka na cząsteczki KWARK – sprawia, że dokładnie słyszymy każdą, nawet najmniejszą elementarnie drobinkę utworu, zwłaszcza kiedy mamy na uszach słuchawki. Nie sposób nie doszukać się tu nacechowanych potężnym ładunkiem koloru fermionów. Kolorowo.
SPADOCHRON – swoistego rodzaju statek powietrzny, wykorzystujący opór słupa powietrza do zmniejszenia prędkości opadania. Dokładnie taki jest ten numer (mój number one) zapewniający delikatne, miękkie lądowanie. Aż chciałoby się wznieść po raz kolejny, by znów móc w tak łagodny sposób spadać. Szybuje.
MITOCHONDRIUM – czyli dub’owy rozkład komórki na mniejsze. O ile dobrze pamiętam z lekcji biologii, to właśnie mitochondria odpowiadają za generowanie energii, czyżby po raz kolejny tytuł nie okazał się być przypadkiem? Tempo znacznie przyspiesza, a my czujemy, że energia aż kipie z gorącego psychedelicznego kotła. Co to za przyprawa, panie Shakatura? Żywiołowo.
WARKOCZ – tutaj chyba nie ma większego problemu z genezą tytułu. Przeplatające się ze sobą wzajemnie dźwięki, szumy, trzaski i wyraźnie zarysowany rytm to mieszanka sprawiająca, że ciało rwie się do pląsów. Poczesany.
UCHODÓŁ (neologizm stworzony na potrzeby recenzji) – tym razem nieco mroczniej, nie zawahałbym się nawet, żeby napisać groźniej. Szamańskie okrzyki i nawoływania plemienia tańczącego rytualny taniec wokół dogasającego już ogniska o wschodzie słońca sprawiają, że na kilka chwil przenoszę się w zupełnie inne miejsce. A może to tylko złudzenie. Zakłopotany.
TELEMETRIA – to utwór kończący album. Ostatnia próba komunikacji artysty z odbiorcą i ostatni przekaz, przesłanie, które wydaje się być nam zrozumiałe bardziej niż wszystkie dotychczas. Czyżby droga, jaką przewędrowaliśmy z Shakaturą nauczyła nas czegoś? Komunikatywny.
No to dobrnęliśmy do końca. Świetny i chyba nie będzie przesadą, jeśli napiszę wyjątkowy album, który powinien zasilić płytotekę każdego zwolennika solidnego psychedelicznego brzmienia. Shakatura.
______________________________
8 / 10
Marion