Entheogenic – Enthymesis
Entheogenic Enthymesis 2014
2. Infrasensory 3. Planetary Medicine 4. Silent Knowing 5. Enthymesis 6. Eluesis 7. Spinning Elementary Matter 8. Terma |
______________________________
Nie ma znaczenia, jaki nosi tytuł, jaką ma okładkę, ile utworów zawiera i jak długo trzeba czekać na jego wydanie. Każdy album Entheogenic to jak zakupy w ulubionej piekarni, jasne, że można próbować wypieków z innych, testować je, zachwycać się, mogą nawet czasami rzucić nas na kolana, ale wiem, że gdzieś tam jest ta jedna, jedyna, która oferuje produkty najwyższej jakości. Kupując tam, zawsze mamy pewność, że będzie nam smakowało, a smak, podobnie jak smak świeżego chleba, nigdy nam się nie znudzi. Dokładnie tak samo mam z płytami projektu Entheogenic, który, jak już niejednokrotnie podkreślałem, stawiam na równi z kultowym dla mnie Shpongle czy The Infinity Project – zawsze byli po prostu fenomenalni, wirtuozerscy, bezprzykładni i nieprześcignieni.
Każda ich nowość, która pojawia się na rynku wydawniczym bardzo pozytywnie wpływa na mój nastrój, kiedy więc ukazał się recenzowany przeze mnie album, bardzo mnie to ucieszyło. Osiem zupełnie nowych numerów, wśród których należy wyróżnić takie szlagiery, jak na przykład trwający około 16 minut SPINNING ELEMENTARY MATTER, tytułowy ENTHYMESIS, czy nieco szybszy, a zarazem kończący album, TERMA naprawdę wgniatają w fotel.
Początkowo, byłem jednak trochę zdziwiony, bo styl, do którego zdołali przyzwyczaić nas panowie Helmut Glavar i Piers Oak-Rhind, występuje w albumie ENTHYMESIS w nieco innej, świeższej i odmienionej wersji (pewnie po części spowodowane jest to faktem, że projekt obecnie zasilany jest jedynie przez Piers Oak-Rhind’a). Styl Entheogenic kojarzy mi się przede wszystkim z bardzo organiczną, roślinną wręcz stylistyką, którą pamiętamy z ich pierwszych albumów takich, jak chociażby: SPONTANEOUS ILLUMINATION czy GOLDEN CAP. Oczywiście nadużyciem byłoby napisanie, że tego typu estetyki na próżno tu szukać, ale wytrawni fani tego projektu różnicę zauważą na pewno. Czy to źle? Zdecydowanie nie! Na pewno można zauważyć tzw. wspólny mianownik, łączący ten album z poprzednimi, a utwory w nieco innej, nieznanej mi wcześniej aranżacji wpływają pozytywnie na atrakcyjność tego krążka.
Nie mogę nie wspomnieć o okładce albumu ENTHYMESIS, która nie tylko wydaje się być inspirowana cenionym i legendarnym THE DARK SIDE OF THE MOON brytyjskiej kapeli Pink Floyd, ale niemalże jest jej wierną kopią. Artyści nie kryją swojego zafascynowania jednym z najpopularniejszych zespołów londyńskiej, podziemnej sceny rocka psychodelicznego.
Kilka słów podsumowania. Przede wszystkim, po raz kolejny się nie zawiodłem, po raz kolejny otrzymałem solidny, ciekawy, sprawdzony, a zarazem nowatorski album, do którego zamierzam często wracać.
______________________________
8 / 10
Marion