Zero One – Ozone

English / Polish version

Zero One - Ozone
    WAVEFORM RECORDS
    Zero One
    Ozone
    2007

      1. Malfunction
      2. Nano
      3. Affirmative
      4. Twilight
      5. Flashback
      6. Glitch
      7. Dreams
      8. Lifeforce
      9. Brainwave
      10. Future (autOZONE mix)
      11. Ok

______________________________

Zacznę od smutnej refleksji. Bardzo łatwo jest dziś, dzięki komputerom i samplingowi, zrobić coś, co wygląda na muzykę, brzmi jak muzyka, nawet traktowane jest jak muzyka – ale muzyką nie jest. W sieci jest mnóstwo presetów, wzorów, porad typu: „jak zrobić bas do d’n’b”. Utwór robi się praktycznie sam, a twórca jest zredukowany do jednego z peryferiów komputera – taka bezosobowa wtyczka, wykonująca jeden z prostszych podprogramów w całej operacji „produkowania” muzyki, czyli mówiąc w skrócie – układanie klocków na zasadach określonych przez panujący trend. Kończy się to tak, że w poszukiwaniu muzyki trzeba się przekopywać przez tony niemuzyki, nibymuzyki… nie wiem, jak to zwać, w każdym razie przez bliźniaczo podobne do siebie „kopie bez oryginału”, postmodernistyczne wysypisko ze śladową zawartością człowieka i jego osobowości.

To, co robi Zero One, czyli Kevin Dooley, wygląda jak muzyka, brzmi jak muzyka, traktowane jest jak muzyka – i ewidentnie JEST muzyką. A czwarty z kolei album jest tej muzyki kwintesencją. Na pierwszy rzut ucha niby nic – takie trochę minimalistyczne plumkanie. Ale gdy słucha się psychill’u na sprzęcie z ustawioną opcją „shuffle”, każde kolejne wyskoczenie kawałka Zero One coraz bardziej elektryzuje. W tej takmuzyce jest osobowość. I to ten najbardziej smakowity typ osobowości – niezależna, twórcza, poszukująca i konsekwentna. Dałbym jeszcze parę miłych przymiotników, ale zrobiłoby się nudnie.

Pierwszy utwór albumu zawiera wszystko, co w takmuzyce Zero One najlepsze. Pomysł, dramaturgię, wysoką kulturę muzyczną i duuużo niewymuszonego humoru. MALFUNCTION to bardzo przewrotny tytuł, jak na taka perełkę. Zabawa dźwiękami na bardzo wysokim poziomie. Żadnych nadętych nibyprzesłań „duchowych”, żadnego zaduchu kadzidełek, co częste (zbyt częste) w psychill’u. Mamy do czynienia z obnażonym „wewnętrznym dzieckiem” Dooley’a, rozbawionym, beztroskim, sypiącym pomysłami. Jak to dobrze mieć kontakt z kimś żywym.

Kolejne numery albumu trochę mniej skoczne, bardziej refleksyjne, wydawałoby się ascetyczne, ale gdy wsłuchać się bliżej, bardzo dużo się w nich dzieje, przy zerowej zawartości schematu. Klimat z MALFUNCTION wraca w TWILIGHT. Potęguje się magia, która powoduje, że z połączenia kilku, wydawałoby się banalnych dźwięków, rodzi się coś niezwykle świeżego. FLASHBACK, zgodnie z nazwą, przywodzi na myśl jazzowe eksperymenty z lat 90-tych. Niepokojące połączenie jazzu, bluesa i glitch’owych zabaw z dźwiękiem. Przepychota, no, no, no… dla mnie bomba.

Cała płyta słucha się bardzo dobrze. Warto jeszcze wspomnieć o FUTURE – przedostatni na liście. Taki niby klasyczny psychill, ale działa na świadomość inaczej. To, co w innych tego typu numerach jest tłem, ambient’em, tutaj w dziwny sposób wychodzi na pierwszy plan i staje się treścią, zawartością, prowokuje do scalenia się z tymi dźwiękami. Dziecięcy, zabawkowy motyw główny stwarza surrealistyczny klimat, z którego trudno się otrząsnąć – jeśli komuś w ogóle chciałoby się otrząsać.

No i ostatni kawałek, jakby przedłużenie poprzedniego. Zerojedynkowy minimalizm dźwięków powoduje, że między nimi tworzy się psychodeliczna pustka, w której słyszę różne obrazy i widzę różne dźwięki. I’m OK. A Ty?

A jakie obrazy? Takie na przykład:


______________________________

8 / 10
Swen (dzoncy) Stroop