Ooze – Where The Fields Never End

English / Polish version

Ooze - Where The Fields Never End
    SPIRIT ZONE RECORDINGS
    Ooze
    Where The Fields Never End
    2001

      1. Quintessence
      2. What’s Up
      3. Restricted Flow
      4. Get It Done
      5. Meeting With Strange Species
      6. Trying Outwards
      7. Delicate Passage
      8. Searching Inwards

______________________________

Et tout le reste est musique…
A cała reszta jest muzyką…

Czy jest takie miejsce na Ziemi, w którym pola nigdy się nie kończą? Bezkresna przestrzeń ciągnąca się po sam horyzont, której nie jesteśmy w stanie ogarnąć nawet wzrokiem? Miejsce, w którym nawet wiatr musi zawracać, a zapach świeżo skoszonego jęczmienia i kumaryny pieści nasz zmysł powonienia? Idealna koherencja między człowiekiem a naturą. Miejsce, z którego nie chce się już wracać, a w którym ogarnia nas to euforyczne uczucie spełnienia, kiedy siedząc na trawie z zamkniętymi oczyma, po ich otwarciu widzimy nadal to samo. Czy naprawdę istnieje takie miejsce? Czy ktoś kiedyś tam był? Czy ktoś już tego kiedyś doświadczył?

Sebastian Mullaert, kryjący się pod aliasem Ooze jest o tym przekonany, co więcej daje nam do rąk żywy dowód istnienia takiego właśnie miejsca w postaci albumu WHERE THE FIELDS NEVER END. Jestem również przekonany, że każdy, kto przesłucha wymieniony wyżej album, prędzej czy później uświadomi sobie również, że takie miejsce istnieje, ba uświadomi sobie nawet, że zna takie miejsce i że miał okazję już w nim kiedyś być.
To jeden z tych produktów, które nie ulegają przeterminowaniu, powinno się oklejać je etykietą: „edible all year round” albo „ever green”. Album, mimo że wydany został w 2001 roku, nie stracił nic ze swojej świeżości. Po tylu latach ciągle brzmi dla mnie tak samo odkrywczo i zachwyca mnie dokładnie tak, jak w momencie, kiedy słuchałem go po raz pierwszy. Spuścizna, jaką otrzymaliśmy od nieistniejącej już wytwórni Spirit Zone Recordings, to audiowizualny generator dobrych emocji, a zarazem przewodnik dla amatorów poszerzania swojej świadomości.

Taki właśnie jest ten album. Głęboki, przemyślany, odstający od obecnie panujących trendów w muzyce, nastawiających się na wychowanych na prostych, pseudopsychedelicznych utworach odbiorców, w których opisywana jest wielkomiejska rzeczywistość z perspektywy niedoświadczonych jeszcze nastolatków. Podczas słuchania tego albumu, Ooze zaprasza nas w podróż przepełnioną cudownymi pejzażami, które przesuwają się za naszymi zamkniętymi oczyma i przyprawiają o ekstatyczne stany. Album na pewno nie jest przeciętny i potrafi naprawdę głęboko wgryźć się w naszą (pod)świadomość, przyśpieszając wydzielanie melatoniny (jednak bynajmniej nie dlatego, że album jest nudnawy). Popadanie w błogostan, który z pewnością będzie nieodzownym towarzyszem naszej podróży podczas wsłuchiwania się w dźwięki serwowane przez pana Mullaerta, sprawi, że granica między jawą a snem będzie bardzo znikoma. Lucid dreaming?

William Blake w swojej książce zatytułowanej „Zaślubiny Nieba i Piekła” napisał kiedyś zdanie, które wydaje mi się idealnie komponować z recenzowanym albumem. Słowa te stały się w późniejszym czasie inspiracją dla innego mistrza pióra, który zaczerpnął z nich tytuł dla swojego największego dzieła zatytułowanego „Drzwi percepcji”, mowa oczywiście o Aldousie Huxley’u:

„Gdyby drzwi percepcji zostały oczyszczone, wszystko wydawałoby się nam takie, jakie jest – nieskończone.”

______________________________

9 / 10
Marion