One A.D

English / Polish version

One A.D
    WAVEFORM RECORDS
    Compilation
    One A.D
    1994

      1. Dubometer
      TEMPLEROY
      2. Devotion
      PENTATONIK
      3. Soma Holiday
      G.O.L
      4. Desert Wind (Interstate 101 Mix)
      BANCO DE GAIA
      5. Spectral
      THE HIGHER INTELLIGENCE AGENCY
      6. The Calling
      A POSITIVE LIFE
      7. Beam
      SANDOZ
      8. Harmony Angel
      THE HIGHER INTELLIGENCE AGENCY
      9. Shanti (Black Mountain Mix)
      BANCO DE GAIA
      10. Mecca Of Space
      ORIGINAL ROCKERS
      11. The Calling (Ambient Mix)
      A POSITIVE LIFE

______________________________

Kawałek pierwszy to powolny, stuprocentowy dub z rozmaitymi zgrzytami w tle. Szczególnie nie zachwyca, a po dłuższym wsłuchaniu staje się dość monotonny i przytłaczający. Całości dopełnia pojawiająca się co jakiś czas męska wokaliza i całe spektrum szczebiocących dźwięków. Numer dwa to także lekko dub’owa atmosfera, lecz tym razem z przyjemnym, szybszym beat’em i ciekawym, mistycznym pomrukiwaniem. W końcu możemy poczuć lekką nutkę satysfakcji i zadowolenia chillout’ową ekstazą. Kawałek się nie nudzi tak, jak poprzednik, a wręcz przeciwnie – z każdą sekundą czekamy na coś nowego i zaskakującego. SOMA HOLIDAY rozpoczyna się słowami Aldous’a Huxley’a zaczerpniętymi z antyutopii „Brave New World”. Sam utwór to zagęszczona do maksimum mikstura dub’u z najwyższej półki, raźnego ambient’u i cudownego uczucia pustki. Świetna dawka dźwięków do spokojnego posiedzenia w fotelu i potupywania sobie nogą. DESERT WIND rozpoczyna się od długiego i snującego się pomrukiwania, przyozdobionego lekkimi uderzeniami djembe. Czuć tu inspiracje kulturą i tradycją Orientu. Delikatnie wyczuwalny dub’owy rytm sprawia, że nawet pustynne podmuchy wiatru stają się czymś najprzyjemniejszym. Dzwonki, a może spadające gwiazdy w milionowych ilościach. Tak rozpoczyna się SPECTRAL. Od samego początku jest szybko i kosmicznie. Ciężki i dosadny beat stawia nasze ciało na nogi, a umysł zaczyna pracować na najwyższych obrotach. Jednakże po jakimś czasie oczekujemy czegoś nowego, a tu ciągle to samo. Utwór w jakiś sposób zachwyca, ale tylko z początku. Później staje się zbytnio „taki sam”. A Positive Life serwują nam na początek powolne tykanie respiratora tylko po to, aby po kilku sekundach wybuchnąć i stać się w ogóle niechillout’ową pozycją w tej kompilacji. Kawałek sam w sobie ciekawy i zawierający cały przekrój tego, co w muzyce psychedelicznej najlepsze. W każdym razie ani nie słychać tu dub’u, ani chill’u, ani ambient’u – jednak jest bardzo ciekawie. Sandoz. Pierwsze skojarzenie to szwajcarski farmaceutyczno–chemiczny koncern, w którym swą pracę rozpoczynał Albert Hofmann. Muzyczny Sandoz jest spokojny, głęboki i prosty. I właśnie ta prostota zabija to, co mogło się tutaj wydarzyć. Zbyt dużo tu stukania, chlupania i wszystkiego innego z końcówką „-ania”. A pojawiające się co jakiś czas szamańskie nawoływania tylko utwierdzają mnie w tym, że jednak muzyczny Sandoz grubo odstaje od szwajcarskiego laboratorium. Na pozycji ósmej ponownie mamy do czynienia z The Higher Intelligence Agency. ANIOŁA HARMONII w ich wykonaniu warto przesłuchać parę razy, bo za pierwszym chce się od razu wcisnąć „next”. Z każdym kolejnym przesłuchaniem owa harmonia jest dostrzegana coraz bardziej i bardziej. Całość specjalnie nie zachwyca, ale ma w sobie to „coś”, choć jest jednocześnie strasznie monotonna. Banco da Gaia ponownie. Uderzenie w gong powoduje zjawisko przelewającej się wody. Toby Marks kolejny raz pokazuje nam, że w każdym gatunku muzycznym czuje się świetnie. Delikatny dźwięk fletu idealnie współgra z szeleszczącymi owadami i bulgoczącymi dookoła dźwiękami. SHANTI to lekki, a nawet można powiedzieć wątły zlepek najlepszych etniczno–chillout’owych dźwięków. Wydanie Black Mountain Mix z pewnością może pretendować do najlepszego utworu tej składanki. Przedostatnia pozycja to, jak sam tytuł wskazuje, prawdziwa Mekka dla wolnej przestrzeni. Kosmiczne zawirowania w powolny i monotonny sposób rodzą się do życia. Zbyt dużo tu oczekiwania i strachu. Jak dla mnie, ta pozycja w ogóle nie musiałaby się znaleźć w tej kompilacji. Na koniec mroczny i świszczący THE CALLING. Tak, jak poprzednik oscylujący pomiędzy nieznanymi galaktykami. Pomiędzy kwaśnym i lekko słodkim. Na koniec jak znalazł. Przyjemny przytup i łagodne zakończanie.

Wszystkiego tu po trochu. Tego, co dobre i tego, co złe. Całość nie zaskakuje, ale też nie nuży słuchacza i zapewne zbyt często nie będzie gościć w play liście najczęściej słuchanych. Jednak poszczególne utwory z pewnością zasługują na większą uwagę.
______________________________

6.5 / 10
Tofik