Aes Dana – Aftermath

English / Polish version

Aes Dana - Aftermath
    ULTIMAE RECORDS
    Aes Dana
    Aftermath
    2003

      1. Aftermath # 01
      2. Aftermath # 02
      3. Aftermath # 03
      4. Aftermath # 04
      5. Aftermath # 05
      6. Aftermath # 06
      7. Aftermath # 07

______________________________

AFTERMATH: ARCHIEVES OF PEACE Aes Dana jest albumem przesyconym mistycyzmem. Przestronnym, tajemniczym i fascynującym. Pierwszy utwór wita nas głębokim, mrocznym i narastającym pulsem lasu. Najdziwniejsze, że ów puls daje się wyczuć, mimo iż w początkowych partiach utwór nie ma żadnego beat’u… A dzieje się to za sprawą chóru leśnych wróżek, któremu wtórują ptaki. Czuję się, jakbym stała w samym środku tego chóru – gdziekolwiek się odwrócę, dochodzi do mnie ezoteryczny śpiew, który zwiastuje, że czekają mnie niesamowite doznania.. Nastrój AFTERMATH #01 jest podniosły i mam wrażenie, jakbym uczestniczyła w jakimś tajemnym nabożeństwie na cześć natury. Kolejny utwór rozpoczyna się, budując podobny, metafizyczny jak w AFTERMATH #01 klimat. W tym utworze pojawia się piękny, tętniący życiem acz lekko leniwy beat, który płynie jak górski potok. Mam ochotę wskoczyć w jego nurt i dać się pieścić falom. Głosy, które pojawiają się około czwartej minuty, podbijają euforyczny charakter utworu. AFTERMATH #03 ma jakby więcej mocy od dwóch pierwszych ścieżek. Nadal jest ezoterycznie, a miękki beat i krystaliczny motyw przewodni czynią z tego kawałka relaksujący spacer po kwiecistej polanie ambient’u. W tle pojawiają się też delikatne, wschodnie akcenty wprowadzające lekki niepokój. AFTERMATH #04 rozkosznie rozczula, rozpuszcza eterycznymi beat’ami, gładko przechodząc w mój nr 1 na tym krążku – AFTERMATH #05. Soczyste beat’y, mroczne odgłosy i niesamowita przestrzenność tego utworu hipnotyzują mnie do tego stopnia, że słuchając go, nie jestem w stanie robić nic innego. Czuję się obezwładniona jego głębią… AFTERMATH # 06 to bardzo spokojna, downtempo’wa kompozycja bez beat’u. Po ekstatycznym uniesieniu AFTERMATH #05 należy się nam wyciszenie i relaksująca kąpiel w senności tej ścieżki. Zakończenie albumu jak dla mnie genialne – AFTERMATH #07 to fortepianowa apoteoza smutku, tęsknoty jako sposobu na pewnego rodzaju „oczyszczenie”… Pewnie nadinterpretacją byłoby kojarzenie tego z początkowymi fragmentami przywodzącymi na myśl wiosenny (jesienny?) deszcz… Ale co poradzić, kiedy tak mi się to w główce układa? Album jak dla mnie ponadczasowy, z olbrzymim ładunkiem emocjonalnym. Może wydawać się dość ciężki i zdaje się słusznie… Wymaga od odbiorcy maksimum skupienia i zaangażowania. Nie jest to krążek do posłuchania ot tak do papieroska, ale do dogłębnego przesłuchania.
______________________________

10 / 10
Beata Brzoza