The KLF – Chill Out

The KLF - Chill Out
    KLF COMMUNICATION
    The KLF
    Chill Out
    1990

      1. Brownsville Turnaround On The Tex-Mex Border
      2. Pulling Out Of Recardo And The Dusk Is Falling Fast
      3. Six Hours To Louisiana, Black Coffee Going Cold
      4. Dream Time In Lake Jackson
      5. Madrugada Eterna
      6. Justified And Ancient Seems A Long Time Ago
      7. Elvis On The Radio, Steel Guitar In My Soul
      8. 3AM Somewhere Out Of Beaumont
      9. Wichita Lineman Was A Song I Once Heard
      10. Trancentral Lost In My Mind
      11. The Lights Of Baton Rouge Pass By
      12. A Melody From A Past Life Keeps Pulling Me Back
      13. Rock Radio Into The Nineties And Beyond
      14. Alone Again With The Dawn Coming Up

______________________________

The KLF (znani również jako The Justified Ancients of Mu Mu (czyli The JAMs, The Timelords) to ekipa zainspirowana brytyjskimi odmianami acid house’u wczesnych lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Panowie Bill Drummond i Jimmy Cauty wydali dziesiątki płyt wszelkiej maści gatunków, począwszy od mocnych rock’owych brzmień, poprzez silnie elektroniczne acid’owe sample, na ambient’owych dźwiękach skończywszy. Muzyka KLF okazała się być inspiracją dla wielu artystów, którzy wykorzystując i modyfikując ich styl, zyskali popularność i uznanie. Trudno to wszystko ująć w jedną całość, gdyż artystyczny dorobek KLF jest przeogromny, dlatego proponuję skupić się na ich najlepszej (wg mnie) płycie – CHILL OUT.

CHILL OUT został wydany w 1990 roku przez label KLF Communications (nie trudno się domyślić, kto jest jego właścicielem). Skład utworów zawartych na tym srebrnym krążku to głównie dźwięki pochodzące z wyprawy do USA. Gdzieś na trasie między Teksasem, a Luizjaną, Bill Drummond i Jimmy Cauty wpadają na pomysł nagrania downtempo’wego albumu o bardzo rozpoznawalnej nazwie – CHILL OUT. Płyta przesiąknięta jest „amerykanizmami”, ale w tym wypadku odpowiednia selekcja sprawiła, że na płycie znalazło się jedynie „the best of the USA”. Znajdziemy tutaj między innymi takie gwiazdy jak: Elvis Presley, Fleetwood Mac, Acker Bilk czy Tuvan Throat Singers, oczywiście nie mogło też zabraknąć osławionej „pedal steel guitar” (którego to instrumentu bliżej chyba przedstawiać nie trzeba).

Albumu pod żadnym pozorem nie można sklasyfikować jako „psy”. Chyba z prostego i oczywistego powodu – powstał na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy to muzyka psychedelic trance dopiero zaczynała się pojawiać. Jednak, mimo że jeszcze wtedy nie zwykło się formalnie tak właśnie określać muzyki, album ten na pewno jest warty przedrostka psy (i piszę to z pełną odpowiedzialnością). Zaczyna się całkiem niewinnie, świetne wykorzystanie dźwięków natury, szum wiatru, pobekiwanie owieczek, ćwierkające ptaszki, przeplatające się wzajemnie z perfekcyjnie dopracowaną elektroniką tworzą miażdżącą wręcz dla ucha (i ciała) całość. Album, mimo że podzielony na 14 osobnych utworów, tak naprawdę tworzy jeden ciągnący się zaledwie 45. – minutowy track, którego należy wysłuchać od początku do samego końca. Zapewniam jednak, że nie będzie to trudne. CHILL OUT po prostu pochłonie Was bez reszty. To „muzyka”, od której trudno się oderwać, dlatego uważam, że na okładce powinno dołączać się etykietkę „Uwaga! Silnie uzależniające!”.

Jeśli miałbym wskazać jakieś mankamenty tego dzieła, to chyba mógłbym pokusić się o wytknięcie zaledwie jednego niedociągnięcia – za krótko! Wspomniane przeze mnie wcześniej 45 minut, podczas słuchania wydaje się mijać z prędkością pędzącego, francuskiego pociągu TGV. Ja zawsze czuję niedosyt, gdy słyszę wszechobecną ciszę następującą po ostatnim kawałku ALONE AGAIN WITH THE DAWN COMING UP. Na szczęście zawsze mogę ponownie nacisnąć PLAY w moim odtwarzaczu i zatopić się w tych błogo brzmiących dźwiękach.
______________________________

9 / 10
Marion